Na szczęście, zwłaszcza dla zmotoryzowanych uczestników festiwalu, można było kupić też piwo butelkowe i zabrać je ze sobą do domu.
Małe lokalne browary, coraz częściej doceniane przez zwykłych zjadaczy chleba i piwoszy, święciły na festiwalu prawdziwy triumf. Oryginalne, doskonałe w smaku i jakże inne od nudnych piw z marketowych półek, naprawdę zasługują na uznanie. Zwyczajnie są …nadzwyczaj dobre. A tam, gdzie dobre piwo, musi być i dobre jedzenie.
Na festiwalu można było nie tylko zaspokoić pragnienie, ale i głód, bo na uczestników czekały też specjały rozmaitych kuchni regionalnych, począwszy od dolnośląskiej, poprzez zakopiańską, po litewską. Nie mogłam oprzeć się pierogom z farszem z milickich karpi, z których słynie dolnośląska kuchnia, choć nie ukrywam, że bardziej liczyłam na zupę rybną z karpi milickich, której niestety nie serwowano. Pyszna była za to góralska kwaśnica i pyszne oscypki na ciepło.
Dla mnie największą atrakcją była scena kulinarna, na której odbywały się pokazy warzenia piwa (ja już nieraz sobie nawarzyłam, ale chętnie popatrzyłam, jak to robić), warsztaty pieczenia chleba, pokazy piwnego gotowania. Ta scena, moim zdaniem, przyciągała największą liczbę osób, choć chyba nie aż tyle, co piwne stoiska z różnych stron Europy. Niestety pokazy piwnego gotowania mnie ominęły, a szkoda, bo takie gotowanie to z pewnością dużo więcej, niż golonka w piwie czy podlewanie piwem kiełbasek na grillu. Ciekawe, czy przyrządzono zupę piwną, na którą tak bardzo miałam ochotę. Jeśli i Wy macie, na pewno przepis na nią pojawi się na blogu ☺️
6. Festiwal Dobrego Piwa już za rok ☺️
Autor: Agata