Gotowanie z dzieckiem? Zupa, którą zwykle przygotowujemy w pół godziny, zajmie nam co najmniej godzinę, a sprzątanie kuchennego pobojowiska drugie tyle. Dlaczego więc co jakiś czas świadomie decyduję się na takie rodzinne gotowanie? Odpowiedź wbrew pozorom jest prosta.
Gotowanie z dziećmi to nie tylko lekcja cierpliwości, ale przede wszystkim okazja do rodzinnego spędzenia czasu. Kiedy dzieci były bardzo malusie, gotowałam zazwyczaj wtedy, kiedy spały. Starsze niemowlaki nie śpią już tak często, ale też chętnie uczestniczą w różnych domowych czynnościach. Odkurzanie? Czemu nie, ale w nosidełku na brzuchu mamy. Gotowanie? Jak najbardziej, ale tylko wtedy, kiedy można wszystkiego posmakować, a przynajmniej zobaczyć, jak to wszystko się dzieje i posłuchać, co mama ma w tym czasie do powiedzenia. No i nie zaszkodzi, kiedy mama od czasu do czasu pobuja w bujaczku.
Czas mijał, dzieci rosły. Teraz już nie bujam ich w bujaczkach, a pytam o zdanie, gdy planuję codzienny obiad. Ogórkowa czy pomidorowa? Dzisiaj pomidorowa. Ale zanim będzie zupa, trzeba udać się na wspólne zakupy do warzywniaka. Idziemy w trójkę. Zazwyczaj droga do warzywniaka zajmuje mi kilka minut. Z dziećmi idę pół godziny. Bo w ogródku wyrosły pierwsze krokusy, którym trzeba się przyjrzeć, bo kot sąsiadów przyszedł się połasić, bo trzeba zajrzeć do dziewczynki z sąsiedztwa, może się przyłączy do naszej wyprawy. Nie spieszę się. Cieszę się ze wspólnego spaceru i rozmów, czasem złoszczę, kiedy w warzywniaku dzieci narobią hałasu, ale co tam. Najgorsze wciąż przed nami… :)
W domu to dopiero się zaczyna… od bitwy o kuchenny fartuszek. Na razie uszyłam tylko jeden, na drugi nie zaleźliśmy jeszcze idealnej ściereczki (kto ciekaw pomysłu na fartuszek, klika tutaj). Potem nastawiam wywar, a dzieci dostają deseczki do krojenia, obieraczki i warzywa potrzebne na zupę. Zawsze zaczynają od marchewek, bo uwielbiają marchewki. Zaraz rozlega się chrupanie. Marchewki dobra rzecz. Mają dużo witamin i świetnie usprawniają aparat artykulacyjny kilkulatka. Aż miło posłuchać :)
W miarę obierania rośnie ilość obierek na podłodze. Udaję, że ich nie widzę. Zdarza się, że jedna z nich ku uciesze dzieci, przyklei się do ściany lub okna. Zaraz dzieciaki podejmują próby umieszczenia kolejnych obierek obok tej jedynej, której się udało wywinąć taki numer.
Wtedy trzeba zająć je czymś innym, pożytecznym. W kolejce do obierania czekają pietruszki i seler. Młodszy synek sprawdza, jak smakują.
Obieranie zbliża się ku końcowi. Małe rączki nieźle się napracowały, to dla nich niezły trening manualny. Większe rączki radzą sobie o wiele sprawniej, mogą nawet pokroić warzywa ostrym nożem. Małe muszą jeszcze potrenować, na przykład układając wieżę z makaronu.
Jeśli gotujemy pomidorówkę, właściwie jesteśmy na finiszu. Warzywa trafiają do wywaru. Dzieci wybierają jeszcze makaron, przynoszą ze spiżarni słoiczek z przecierem pomidorowym, skrupulatnie odmierzają śmietanę, biegną do ogródka po pierwszą tegoroczną natkę pietruszki, która dzięki łaskawej zimie obrodziła już w lutym.
Zanim zupa będzie gotowa, jest czas na posprzątanie, za które jednak dzieci zazwyczaj biorą się niechętnie. Sprzątamy razem, w końcu przecież wspólnie gotowaliśmy tę zupę.
A potem aż miło popatrzeć na dzieci przy stole, jak z apetytem zjadają wszystko do ostatniej łyżki. Bo zupa przygotowana wspólnie z mamą smakuje przepysznie!
Zaraz, zaraz, a jakie było pytanie…? Dlaczego warto gotować z dziećmi? Bo to czas wykorzystany na wzmacnianie rodzinnych więzi, na rozmowy, na które czasem nie znajdujemy okazji. To okazja do porozmawiania o zdrowym odżywianiu i zdrowych nawykach. To trening małych rączek, a czasem i buziek, które podczas gotowania potrafią schrupać niejedną marchewkę. To zachęta do spróbowania tego, czego by się nie spróbowało, gdyby się własnoręcznie tego nie przygotowało. Dla tego wszystkiego warto wygospodarować trochę więcej czasu i poświęcić czystą kuchnię, prawda?
A teraz przepis na udane gotowanie :)
Rozplanowując zadania pomiędzy małych i dużych kucharzy weź pod uwagę możliwości każdego z nich. Maluszki mogą mieć trudności z obieraniem warzyw, a nawet się skaleczyć, ale z pewnością poradzą sobie z mieszaniem ciasta na bułeczki. Starsze dzieci z łatwością zetrą warzywa na tarce (oszczędzając swoje paluszki), a nawet pokroją je w kostkę. Gotowanie ma być przyjemnością, a nie pokonywaniem własnych słabości lub zdobywaniem nieosiągalnych jeszcze sprawności.
Rodzinne gotowanie wymaga czasu. Jeśli go nie mamy, przełóżmy wspólne przygotowywanie zupy na inny dzień lub inny moment. Pośpiech nie sprzyja miłej atmosferze.
Pozwól dziecku na podejmowanie decyzji. Niekoniecznie maluszek ma jednak decydować o wszystkim. Nie pytaj, jaką zupę ugotujecie, ale czy ma to być pomidorowa czy krupnik, a może jarzynowa? Czy do kremowej zupy zrobicie grzanki czy marchewkowe chipsy? Starszym dzieciom możesz pozostawić szersze pole manewru.
Po rodzinnym gotowaniu zostanie wielki bałagan. Nawet jeśli jesteś perfekcyjną panią domu, odpuść sobie na chwilę, przymknij oko na latające po kuchni obierki, wysypaną mąkę czy okruchy. Tak ma być :)
Rodzinne gotowanie musi być bezpieczne. Wyręcz małe rączki w krojeniu warzyw ostrym nożem, rozdrabniacz po użyciu wyłącz z kontaktu, garnek odsuń jak najdalej od krawędzi kuchenki. Powiedz dziecku, na co trzeba uważać i dlaczego. Przygotuj maluszkowi miejsce do pracy z dala od palników czy płyty.
I jeszcze jedno… przygotuj się na wszystko. Nawet na to, że dziecku się znudzi i pójdzie rysować, podczas gdy całą robotę jak zwykle wykonasz Ty :)
Autor: Agata