Pierwszy wyjazd był zupełnie przypadkowy, ale na tyle się nam spodobał, że postanowiliśmy to kontynuować.
Jestem lokalną patriotką i nie wyobrażam sobie, abym miała mieszkać w jakimkolwiek innym rejonie Polski, ale szczerze przyznaję, że uwielbiam Górali za ich spontaniczność, szczerość i gościnność.
Na każdym wyjeździe musimy zaliczyć góralską kwaśnicę i oczywiście oscypki, które przywozimy też do domu. Co roku uzupełniam zapas drewnianych łyżek i łopatek, dzbanuszków i desek do krojenia, które można nabyć w naprawdę niskiej cenie.
W tym roku przywiozłam też kilka słoiczków miodu naturalnego, w tym cudnie pachnący miód malinowy – idealny do herbatki na jesienne wieczory.
Słynne Krupówki okupowane są przez turystów z całej Polski. Jest gwarno i wesoło, ale według mnie największy wybór oscypków i innych lokalnych wyrobów znajduje się pod Gubałówką.
Każdy taki wyjazd to okazja do spędzenia czasu z bliskimi mi osobami i często pokonania swoich słabości. Nie da się ukryć, że spacer po górskich stokach potrafi dać w kość :)) ale jednak pozostaje ogromna satysfakcja, że dało się radę.
Na każdym wyjeździe staram się smakować też nowe, nieznane mi potrawy i odkrywać nowe miejsca. W menu jednej z góralskich knajp spodobała mi się zupa czosnkowa z oscypkami i grzaneczkami oraz polewka z suszonych grzybów. Czasu niestety nie starczyło na skosztowanie wszystkiego, ale zawsze pozostaje nam kolejny rok i możliwość odtworzenia tych smaków w swoim domu.
Już drugi raz pod rząd mieszkamy w tym samym pensjonacie z którego okien rozciąga się widok na Giewont. Rano witałam dzień z kubkiem gorącej kawy patrząc na budzące się góry. Na takie chwile warto czekać kolejny rok…