Pamiętam pierwsze wrocławskie budki z fast foodem. Każdy chyba pamięta. Zapiekanki, hot-dogi. A najbardziej charakterystyczna dla Wrocławia była chyba knysza z budki na Dworcu Głównym. Każdy ją lubił, choć wszystko w niej pływało w zbyt hojnie nalanym sosie czosnkowym. Później zaczęły pojawiać się pierwsze sieciowe restauracje z fast foodem. Wszystkim się podobało, że można zjeść szybko i smacznie. Ale teraz podoba się jeszcze bardziej to, że można zjeść nie tylko szybko i smacznie, ale też zdrowo.
Dzień zaczął się trochę deszczowo i na początku na festiwalu tłumów nie było. Ale w końcu przestało padać, na dodatek zbliżała się pora obiadowa i głodni wrażeń (i po prostu – głodni) Wrocławianie, zaczęli gromadnie odwiedzać teren przy Hali Stulecia.
Wśród foodtrucków od razu wypatrzyłam ten znajomy, Happy Little Truck, z którego można zjeść najpyszniejszą pizzę z pieca. Pierwszy raz miałam okazję spróbować tej pizzy pod Wrocławskim Bazarem Smakoszy, z którego relację możecie przeczytać tutaj.
Wszędzie roznosiły się przecudowne zapachy, prosto z food trucków i ze strefy bistro. Można było ugasić pragnienie niebanalnymi sokami ze świeżych składników, zjeść prawdziwe wołowe hamburgery, sushi, a na deser ręcznie wyrabiane słodycze, ale mnie oczywiście najbardziej kusiły zupy. I na szczęście zup na tym festiwalu nie brakowało i cieszyły się one równie dużym zainteresowaniem, jak pozostałe, bardziej kojarzone z fast foodem dania. A całe to gotowanie działo się na oczach konsumentów. Można było zobaczyć składniki i proces przygotowania dań. Nikt nie miał nic do ukrycia, wręcz przeciwnie – każdy chciał się pochwalić tym, co robi.
I nie mówcie mi, że Polacy nie jedzą zup. Jedzą i chcą jeść. A dowodem na to są co chwilę napełniane gorącymi zupami kubki i miseczki, a przede wszystkim ogromne zainteresowanie ofertą Zupy, wrocławskiej restauracji specjalizujących się, tak jak Jola i ja, w zupach. To właśnie przy Zupie i przy zupie z brokułów spędziłam na festiwalu najwięcej czasu. Delektując się moją porcją przepysznego wege kremu z brokułów, przyglądałam się ludziom stojącym w kolejce po swoje porcje. Cieszyłam się, jak zastanawiali się, jaką zupę zjeść, jak posypywali swoje porcje grzankami, prażonymi nasionami i świeżo posiekaną natką pietruszki. I wiecie co, jestem pewna, że ludzki apetyt na zupę nigdy nie zmaleje ☺️ Bo przecież, tak jak głosi slogan restauracji Zupa, Zupa jest dobra na wszystko.
Zapraszam na relacje z innych wydarzeń kulinarnych:
Autor: Agata