Ale czy na pewno prosta? Na pewno, jeśli wybrzydzanie dotyczy tylko nielicznych potraw czy też składników. Jak dziecko nie lubi brukselki, to nie ma co na siłę mu jej wciskać we wszelkie możliwe potrawy. Ale jak nie lubi brukselki, kapusty, kalafiora, ryby, mięska, jajek i nie wiadomo czego jeszcze, robi się problem. Najlepiej zatem nie dopuścić do tego, żeby z naszego maleństwa wyrósł niejadek. Jak to zrobić? Nie wiem… Ja zrobiłam tak, że najpierw nieświadomie wychowałam sobie niejadka, w końcu najłatwiej uczymy się na własnych błędach. Drugim razem już takich nie popełniłam (tylko inne). Na tą chwilę mam całkiem ładnie jedzące dzieci, ale też nie wszystko jedzące. Dlatego mam swoje na nie sposoby.
Pierwszy z nich to małe porcje, albo… duże talerze :), na których nawet zwykła porcja wygląda na małą (tak naprawdę tą drugą wersję polecam przy potrawach, które dziecko bardzo lubi). Jeżeli wiem, że dziecko nie da rady zjeść zwykłej porcji łazanek, nakładam mu połowę, której podoła.
Dobrym sposobem na moje dzieciaki jest zaangażowanie ich w przygotowanie potraw. Sami zobaczcie, ile frajdy daje wspólne gotowanie. A dodatkowo oswaja z nielubianymi składnikami i stwarza naturalną sposobność do spróbowania tego, co się przygotowywało własnymi rączkami. Moje dzieci lubią też swoje własne dziecięce miseczki, kubeczki i sztućce. Dzięki nim, wszystko smakuje o niebo lepiej. Może i Wy macie swoje ulubione elementy z zastawy stołowej? Ja tak mam, że nie w każdym kubku zrobię sobie kawę, ale to już takie moje dziwactwo.
Zupka z ulubionej miseczki może smakować nawet wtedy, kiedy jest na przykład brokułowa. Ale jeśli niejadek krzywi się na widok brokuła, nie musimy od razu gotować zupy brokułowej, ale na przykład jarzynową z dodatkiem brokuła. Mała zielona różyczka chyba nie przestraszy żadnego dziecka, ale miska z zieloną zawartością może już być potraktowana nieufnie. Chociaż i na takie zupy mam sposób …a tym sposobem jest zabawa.
Ale nie myślę tu o takiej zabawie, która ma odwrócić uwagę dziecka od talerza i jedzenia, czyli na przykład o łyżeczce krążącej wokół buzi maluszka niczym samolocik, ale o zabawie, dzięki której dziecko pozbędzie się niechęci do nielubianej potrawy. Niby uczono nas, że nie wolno bawić się przy jedzeniu, ale… zabawa jest naturalną formą poznawania świata przez dziecko. Będzie też świetną okazją do zapoznawania się z nowymi smakami i oswajaniem dziwnych potraw. Pierwszą zabawą może być wymyślanie nazw dla zupy. Zupa brokułowa? Bleeee. Zupa ufoludkowa? To już jest coś! Może zanim do niej zasiądziecie, dziecko narysuje rakietę, w której astronauci polecą na podbój kosmosu? A może uszyjecie Pana Brokuła z kawałka zielonego filcu? Taki Pan Brokuł może być świetnym towarzyszem zabaw, a jeśli macie trochę zdolności krawieckich i wyobraźni, jesteście w stanie uszyć nawet rękawicę kuchenną w kształcie brokuła.
Możecie się też pobawić w dekorowanie potraw. Spróbujcie A może przygotujecie myszki z jajek do żurku lub biedronki z pomidorków koktajlowych do pomidorówki? Zacznijcie raz, a zobaczycie, ile może zdziałać Wasza wyobraźnia.
Oczywiście może się okazać, że żaden z moich sposobów na niejadki na Wasze smyki nie zadziała. Na moje dzieci działają wszystkie, bo staram się nie dawać im tego, czego naprawdę nie lubią – ale to tylko dlatego, że lubią większość rzeczy. Nie lubią buraczków na ciepło do drugiego dania, ale lubią barszcz czerwony ze startymi buraczkami. Nie lubią fasolki po bretońsku, ale wcinają pomidorówkę i fasolówkę. Nie zjedzą naleśników ze szpinakiem, ale szpinakowa zupa zwana „smoczą” jest ok. To mi wystarczy, ale i tak od czasu do czasu na stole pojawiają się buraczki, fasolka po bretońsku i naleśniki ze szpinakiem. Może za którymś razem w końcu jedno z moich dzieci zdecyduje się nałożyć sobie odrobinę? Nie ma co zmuszać do jedzenia. Za to warto czasem odpuścić sobie i dziecku. Czasem nam się tylko wydaje, że dziecko jest niejadkiem. Przecież jego brzuszek jest o wiele mniejszy od naszego, to i zmieści się w nim dużo mniej. Dziecko nie musi też wszystkiego lubić, tak jak i my, dorośli. Ważne, żeby jedzenie nie było problemem. Dobrze więc nie robić problemu z tym „niejedzeniem”.
I pamiętajcie, że różnorodność w kuchni sprzyja apetytowi. Zdarza się, że dzieci proszą wciąż o to samo (najczęściej o pomidorową lub rosół albo o paróweczki na śniadanie), ale nie zawsze warto na to przystawać, choćby z tego powodu, że organizm potrzebuje różnych składników odżywczych, których nie sposób dostarczać tylko i wyłącznie na jeden sposób. Dając dziecku wciąż to samo, narażamy je także na kulinarną nudę. A przecież mamy naprawdę wiele kulinarnych możliwości i każdego dnia można ugotować coś innego. Inspiracje możecie czerpać z naszego bloga pełnymi łyżkami.
Autor: Agata