Jest hen pod lasem pole ziemniaków,
spogląda na nie dzik spoza krzaków.
Och, jaki dzik ma apetyt wielki,
straszny apetyt na kartofelki!
Lecz choć kartofle na polu nęcą,
wejść tam nie może, ludzie się kręcą.
Przynieśli z sobą kosze, motyki
I kopią w ziemi, całkiem jak dziki.
Ach, czemu ludzie – myśli dzik zły
Lubią ziemniaki tak jak i my?
Cóż, chyba szukać żołędzi zacznę,
Też są pożywne i bardzo smaczne.
Ten przedszkolny wierszyk powtarzamy sobie co roku na Święto Pieczonego Ziemniaka, które zwykliśmy obchodzić w naszym ogródku. A tej jesieni święto pieczonego ziemniaka miało odbyć się z prawdziwym wykopem, a dokładniej wykopkami. Mieliśmy świętować z przedszkolakami z jednego z wrocławskich przedszkoli, a święto pieczonego ziemniaka miało się odbyć na polu wujka mojej koleżanki. Zaplanowane były prawdziwe wykopki (tak naprawdę jest już po wykopkach, ale wujek zostawił kawałek poletka dla dzieci), by dzieci mogły zobaczyć, że ziemniaki nie biorą się… ze sklepu. Miał być także pokaz maszyn rolniczych (wujek mojej koleżanki ma prawdziwy ciągnik z przyczepą, na widok którego w zeszłym roku innym przedszkolakom buzie pootwierały się z wrażenia). I ognisko z pieczonymi ziemniaczkami i kiełbaskami.
Niestety plany pokrzyżowała nam pogoda. Kila dni wcześniej dużo padało, pole nasiąkło niczym bagno, impreza została odwołana, a szkoda, bo ja bym swoje dzieci wpuściła w błotko. Jak mówi moja mama, brudne dzieci to szczęśliwe dzieci.
Tak naprawdę impreza została odwołana dla większości, bo my postanowiliśmy i tak ją zorganizować jak co roku, w kameralnym gronie na naszym ogródku. Ale jak zacząć Święto Pieczonego Ziemniaka bez głównego bohatera? Gdzie są ziemniaki?? Koszyk na ziemniaki pusty, a one pochowały się po całym ogrodzie. Trzeba było zajrzeć w każdą kępkę trawy, pod każdy krzaczek, a nawet do karmnika dla ptaków.
Kiedy ziemniaki trafiły już do ogniskowego żaru, zajęliśmy się robieniem pieczątek z ziemniaków. Najlepsza okazała się moja sąsiadka. Wycinała najładniejsze pieczątki, które szybko trafiły w dziecięce rączki.
Ziemniaczanych zabaw było całe mnóstwo – dla starszych konkurs na najdłuższą ziemniaczaną obierkę, dla wszystkich bieg z ziemniakiem na drewnianej łyżce, wymyślanie potraw z ziemniakami.
Szybko wszyscy zgłodnieliśmy. Na szczęście ziemniaczki były już gotowe, choć jeszcze bardzo gorące i parzyły w palce. Pysznie smakowały z dobrze doprawionym twarożkiem.
Nie mogło też zabraknąć zupy z pieczonych ziemniaków z pieczonym czosnkiem, którą przygotowałam wcześniej z ziemniaków z piekarnika, bo wiedziałam, że te z ogniska zostaną zjedzone w mgnieniu oka z dzikim apetytem.
Autor: Agata