Lubię odwiedzać taki pchli targ. To miejsce, gdzie sprzedający wesoło zagadują potencjalnych klientów, nawet gdy wieje zimny wiatr, a kolejny potencjalny klient tylko poogląda, pożartuje ze sprzedawcą i pójdzie swoją drogą. Jestem jedną z tych klientów. Zazwyczaj nic mnie od pozostałych nie odróżnia, ale dziś jest to aparat. Od razu jeden sprzedawca woła „O, tej pani to dobrze, nie musi nic kupować, bo zrobi sobie zdjęcie i co jej się podoba, to ma”. Śmiejemy się razem, ale po chwili wyruszam dalsze na poszukiwania. Szukam naczyń z duszą. Nie muszą mieć 100-letniej historii, by zrobić na mnie wrażenie.
Powiecie, że najlepiej szukać na portalach aukcyjnych. Bo wygodniej, a często też taniej. Ale ja lubię chodzić wśród tysiąca bibelotów, często porozkładanych na starych stolikach lub na folii na ziemi. Poszperać w kartonach, by wydobyć spomiędzy sterty nadgryzionych zębem czasu, a nieraz tylko porządnie zakurzonych naczyń jakąś perełkę. Nie szukam okazji, nie szukam antyków czy szczególnie wartościowych przedmiotów. Po prostu się na tym nie znam. Wypatruję tylko czegoś ładnego, co mnie urzeknie i czemu dam w swojej kuchni drugie (a może już nawet trzecie lub czwarte życie). Nie sygnatura decyduje o tym, czy talerz, miseczka lub łyżka wróci ze mną do domu, ale uroda.
Na pchlim targu we Wrocławiu swoje stoiska mają także prawdziwi handlarze starociami. Niektóre, te „z wyższej półki” oglądam z zachwytem. Rzadko jednak zabieram coś z nich ze sobą do domu, bo sprzedawcy znają wartość swojego towaru i nie kupi się go taniej tylko dlatego, że leży wśród rupieci. Niektórzy twierdzą nawet, że w takich miejscach ceny są celowo zawyżane. Nawet targując się całkiem skutecznie, możemy finalnie zapłacić więcej, niż gdybyśmy dokonali zakupu przez Internet.
Prawie wszystko, co kupię na pchlim targu, od razu zaczyna żyć w moim domu drugim życiem. Najczęściej robię zakupy na pchlim targu z myślą o zdjęciach na bloga, ale na tym się nie kończy rola przynoszonych przeze mnie z pchlego targu miseczek, filiżanek, talerzyków czy łyżek. Po prostu je lubię, więc wchodzą w codzienny obieg. Pyszna zupa powinna być przecież zjedzona z wyjątkowej miseczki i wyjątkową łyżką, prawda?
A Wy odwiedzacie targowiska i giełdy staroci w poszukiwaniu unikatowych przedmiotów do kuchni i jadalni?
Autor: Agata