Staram się kontynuować tradycje wyniesione z domu rodzinnego. Moja mama pochodzi z Zamojszczyzny, a tata jest Kaszubem z dziada pradziada i to właśnie zwyczaje z rejonu Kaszub wpisały się w nasze życie rodzinne. Kiedyś zupełnie nie przywiązywałam do tego wagi, ale im jestem starsza tym bardziej doceniam bogactwo rejonu, w którym mieszkam i to nie tylko kulinarne, ale i kulturowe. Zaczynam doceniać to, co tak naprawdę mam na wyciągnięcie ręki. Coraz chętniej sięgam po stare, sprawdzone przepisy mojej mamy i kontynuuję tradycje wyniesione z domu rodzinnego.
Święta wielkanocne to czas kiedy siadamy razem w gronie najbliższych i wspominamy dawne czasy przekazując rodzinne opowieści naszym dzieciom.
Jastrë to inaczej kaszubska nazwa świąt wielkanocnych. Tradycyjnie na Kaszubach pisanki barwi się na jeden kolor. Naturalne sposoby barwienia pisanek znajdziecie tutaj: klik.
Obowiązkowym daniem na niedzielnym śniadaniu jest prażnica, czyli jajecznica usmażona na boczku. W moim domu do świątecznej jajecznicy dodajemy świeży, a nie wędzony boczek. Tak przygotowana jajecznica smakuje wyjątkowo, tym bardziej, że w takim wydaniu jadamy ją tylko ten jeden raz w roku.
Na stole w święta wielkanocne królują jajka, choć tutaj Kaszuby nie wyróżniają się od innych regionów Polski. Na obiad w moim rodzinnym domu zawsze jedliśmy kaczkę. Na Kaszubach często serwuje się też gęsinę. Na deser dawniej gospodynie piekły babki i proste, ale pyszne ciasto drożdżowe z kruszonką.
W poniedziałek przychodzi u nas do dzieci Zajączek. Dawniej przygotowywano dla niego specjalne gniazdo w ogrodzie. W moim domu wyglądało to nieco inaczej. Przygotowywałyśmy z siostrą koszyczki, do których wkładałyśmy marchewki dla Zająca. Koszyki wystawiałyśmy w ogródku w niedzielę, a następnego dnia zaczynały się poszukiwania, które bywało, że trwały po kilka godzin. Zając psotnik lubił chować koszyki z prezentami w zupełnie niespodziewanych miejscach. Do dzisiaj pamiętamy z siostrą najbardziej spektakularne poszukiwania ☺️
Bardzo lubię te wszystkie tradycje związane z Wielkanocą, ale jest jedna, za którą nie przepadam. Dawniej na Kaszubach w lany poniedziałek nie oblewano się wodą. Chłopcy i mężczyźni smagali dziewczyny po gołych nogach rózgami z jałowca. Na zdjęciu poniżej mój synek trzyma gałązki jałowca. Są bardzo kłujące i trudno je złapać. W moim rodzinnym domu raczej na mokro witaliśmy lany poniedziałek, ale mój teść hołdujący tradycje kaszubskie przypomniał mi o tym zwyczaju w pierwsze wspólnie spędzone święta wielkanocne i to z samego rana. Nogi wysmagane jałowcem piekły jeszcze przez jakiś czas. Dawniej czerwone i piekące nogi mogły być powodem do dumy, bo oznaczały, że dziewczyna cieszyła się powodzeniem u płci przeciwnej.
Kiedyś naprawdę hucznie obchodziliśmy lany poniedziałek. Ten dzień nikomu nie mógł ujść na sucho. Moi kuzyni przygotowywali specjalne zasadzki. Bywało, że podłogi wręcz całe zalane były wodą, a my po kilka razy w ciągu dnia musieliśmy się przebierać w suche ubrania.
Siedzę i uśmiecham się na samo wspomnienie tamtych czasów.
Dzisiaj zdecydowanie spokojniej obchodzimy święta wielkanocne, bo tradycja lanego poniedziałku powoli zanika w mojej rodzinie .
Korzystając z okazji życzę Wam zdrowych i wesołych świąt wielkanocnych ☺️